Żołądek nie sługa, ma swoje prawa i upomina się o nie, nawet w trakcie najbardziej ekscytujących zagranicznych wojaży. Problem tylko z tym, że ceny tam zwykle w euro, a i dogadać się czasami trudno. Jak też zatem radzą sobie nasi rodacy w dalekich stronach, gdy żołądek dochodzi do głosu?
Popatrzmy...
* * *
Polskie małżeństwo wybrało się na urlop do Paryża. Chcieli choć raz zjeść obiad w eleganckiej restauracji. Fundusze mieli jednak bardzo skromne. Zadecydowali, że wezmą tylko jedną najtańszą potrawę. Żona, trochę lepiej orientująca się w językach obcych, złożyła zamówienie. Po chwili kelner ustawił naczynia na stole. Mąż spogląda na nakrycia i woła z oburzeniem:
- Kelner! Nasze talerze są mokre!
- Cicho bądź! - uspokaja go zażenowana żona. - To jest zupa.
* * *
Franek i Zygmunt wybrali się na wycieczkę do Paryża. Po intensywnym zwiedzaniu poczuli głód i postanowili zjeść porządny obiad.
Przechodząc ulicą pełną restauracyjnych ogródków wybrali knajpkę, w której goście mieli najwięcej na talerzach. Usiedli przy stoliku i wtedy Zygmunt zaczął się martwić.
- Wszystko pięknie, żarcie mają wspaniałe, ale jak my tu zamówimy? Przecież żaden z nas nie zna francuskiego.
- Nic się nie martw. - Uspokaja go Franek. - Mój dziadek był w czasie wojny we Francji i przed wyjazdem dał mi parę rad, jak sobie tu radzić. Z tym francuskim to nic trudnego. Wystarczy przed każdym słowem dodać "la".
Franek woła kelnera i składa zamówienie:
- Poprosimy: la zupa, la kurczak, la kartofle, la surówka, la kompot i la szarlotka.
Kelner odchodzi i po kilkunastu minutach przynosi potrawy i ustawia je na stole.
Zygmunt ze zdziwieniem stwierdza, że jest dokładnie wszystko, co Franek zamawiał.
Widzisz, nie było o co się martwić - mówi Franek dumny z siebie.
Na to odzywa się kelner.
- Ech, wy, chuderloki; gdybym ja nie był ze Śląska, to byście la luft zjedli, a nie obiad.
(luft - po śląsku: powietrze).
* * *
Polscy turyści wybrali się na urlop na Costa Brava. Któregoś dnia postanowili posmakować regionalnej kuchni hiszpańskiej. Wybrali się do restauracji specjalizującej się w daniach lokalnych. Poprosili o kartę i wybrali potrawę, której nazwa brzmiała bardzo hiszpańsko: "Jaja a la corrida".
Danie było naprawdę duże i pyszne, a cena przystępna. Tak im zasmakowało, że przyszli do tej samej restauracji następnego dnia i zamówili to samo. Tym razem jednak porcja, którą dostali była bardzo mała. Zjedli i po obiedzie wołają kelnera:
- Dlaczego dzisiejsza porcja była taka malutka?!
Kelner odpowiada:
- No cóż, zdarza się czasem na corridzie, że wygrywa byk...
* * *
Przychodzi polski turysta do angielskiego snack baru i pyta:
- Co macie do jedzenia?
- Hot Dog - odpowiada kelner.
- A co to znaczy po polsku ? - Pyta turysta.
- Gorący pies - Odpowiada kelner.
- No trudno, wolałbym schabowego, ale taki jestem głodny, że może być i pies - decyduje turysta.
Po chwili przychodzi kelner z parówką w bułce, a turysta krzyczy:
- Panie, to miał być pies, a Pan mi podał tylko ogon!
* * *