Turcja: Tureckie klimaty

Jerzy Biernacki
05.11.2015

Tekst  i zdjęcia: Liliana Kołłątaj

         Samolot podchodzi do lądowania. Widoki zapierają dech w piersiach. Potężne Taury, górujące nad wybrzeżem i nad miastem, choć to już połowa marca, lśnią, pokryte świeżym śniegiem. Poniżej nich: żółto-zielona Antalya – główne miasto regionu. Na horyzoncie, aż po kres widoczności szarawy granat Morza Śródziemnego.

Patrząc na ten niecodzienny krajobraz zastanawiam się: co przeciętnemu Polakowi kojarzy się z Turcją ? Zapewne Stambuł,  sułtańskie haremy i słoneczne plaże. Może jeszcze: meczety, kebaby, bazary, tureckie dżinsy i tureckie złoto . Ale na pewno wśród pierwszych skojarzeń nie pojawią się takie słowa jak: starożytność, chrześcijaństwo, wulkany, słone jeziora, podziemne miasta.

A tymczasem …

To właśnie na terenach dzisiejszej Turcji odkryto znaleziska z najwcześniejszych epok osadnictwa – słynne wykopaliska w Çatal Höyük niemal przewróciły do góry nogami dotychczasową wiedzę archeologiczną i antropologiczną, przenosząc datowanie początków  gatunku ludzkiego o kilka tysiącleci wstecz.

Starożytność grecka i rzymska pozostawiły po sobie w Azji Mniejszej setki śladów. Obiekty kultury hellenistycznej zachowały się tu o wiele lepiej niż na Peloponezie. Nie bez powodu mówi się: jeżeli chcesz zobaczyć starożytności greckie – jedź do Turcji.

To tutaj właśnie mityczny Priam rządził Troją (ruiny  miasta znajdują się  na wybrzeżu Morza Egejskiego, ok. 30 km od Çanakkale i Morza Marmama). Legendarny Midas, przemieniający dotknięciem przedmioty w złoto, królował we Frygii, czyli w zachodniej Anatolii, w okolicach dzisiejszych miast Dinar i Burdur. Potężnym państwem Lidii (rejon na wschód od śródziemnomorskiego portu Izmir) władał Krezus, który w VII w. n.e. zagarnął inny ówczesny bogaty port handlowy nad wybrzeżu Morza Śródziemnego – Efez (ok. 20 km od znanego dziś kurortu Kuşadasi). To miasto zaś dwa wieki później szczyciło się usytuowaną nad brzegiem morza sławną świątynią Artemidy, jednym z siedmiu cudów świata. Ze świątyni dziś pozostała niestety tylko jedna kolumna, za to pozostałe wykopaliska Efezu dadzą się porównać chyba wyłącznie z greckim Akropolem. Nieco ponad dwieście kilometrów na północ, na wysoko wyniesionym przez naturę nadmorskim wzgórzu, rozlokował się Pergamon (dzisiejsza Bergama), rozsławiony swą biblioteką, w II i  I w. p.n.e. konkurującą z księgozbiorem aleksandryjskim. Tu właśnie po raz pierwszy wyprodukowano prehistoryczny papier, nadając mu nazwę pergamin. Poza ruinami wspomnianej biblioteki zobaczyć można tu, jeden z wielu w Turcji, wspaniale zachowany teatr antyczny.

A chrześcijaństwo? Muzułmanie uznają Jana Chrzciciela i Matkę Boską oraz Apostołów za swoich świętych. Drzewa i krzewy zalesionych wzgórz nad Efezem kryją niewielki budynek – Meryemana – domek Matki Boskiej – to uznane oficjalnie przez Kościół miejsce wniebowzięcia Najświętszej Marii. Pielgrzymują tam zarówno Europejczycy, jak też Turcy. To właśnie tu – w

Efezie – św. Paweł z Tarsu (miasto na południu Turcji), w trakcie podróży misyjnych po wybrzeżach Morza Śródziemnego, pisał swój „List do Efezjan”. W sąsiedztwie greckich i rzymskich starożytności widnieją ruiny Bazyliki Matki Boskiej i bazyliki św. Jana. Już w początkach naszej ery wyznawcy Chrystusa, uciekając przed prześladowaniami, osiedlali się na rozległych równinach Wyżyny Anatolijskiej i mieszkali tu aż po wiek czternasty. Wykorzystywali, istniejące tam jeszcze od czasów hetyckich  (III i II  tysiąclecie p.n.e.),  wielokondygnacyjne nadziemne i podziemne miasta wykute w powulkanicznych skałach Kapadocji.

Kapadocja – tej nazwy próżno by szukać na mapach. Cóż znaczy? „Kraina pięknych koni”, które niegdyś całymi stadami galopowały po anatolijskich stepach. Ale dla dzisiejszego turysty to kraina cudownych, nieziemskich krajobrazów. Widoki Kapadocji  w oryginalności swych kształtów nie mają sobie równych i na zawsze zapadają w pamięć. Nieopodal skalnej twierdzy Učhisar, dziurawej jak ser szwajcarski, w Paşabahče rosną gigantyczne kamienne grzyby i parasole, w Zelve z czerwonawych skał wyrasta ogród zoologiczny: piaskowe  wielbłądy, małpy, żaby i ptaki.

Nie mniejsze wrażenie pozostawiają wapienne, białe trawertyny Pamukkale, kuszące ciepłymi wodami mineralnymi, a także rozległe słone jeziora, samotnie tkwiące wśród piaszczystych pustkowi.

Czyż ktokolwiek, wyruszając na rozpaloną słońcem Turecką Riwierę, pomyśli, by w początkach maja zabrać ze sobą szalik, czapkę i ciepły sweter? A przecież przydadzą się kilkaset kilometrów dalej, u stóp ośnieżonego jeszcze do połowy zboczy wulkanu Erciyes, dominującego nad Doliną Ihlary, gdzie ponownie trafimy na ślady pierwszych chrześcijan.

Na drodze z Alanyi do Kapadocji wznoszą się góry wyższe niż nasze Tatry. Na przełęcz Alacabel, na wysokość 1825 m. n.p.m. (wysokość mniej więcej naszej Śnieżki), prowadzi nie wąska górska ścieżka, lecz szeroka, wyasfaltowana szosa. Niebotyczne szczyty Taurów wyrastają na dwa kilometry w górę tuż nad samym morzem i ciągną się w głąb kontynentu w takich ilościach, że tubylcy nie zadają sobie nawet trudu, by je ponazywać. Za tą skalistą przeszkodą, na dalszej trasie czekają następne niespodzianki: niezliczone sady czereśniowe i ogrody niskopiennych jabłoni w kotlinach górskich, pola maku, zagony melonów i arbuzów, obficie owocujące na wysokości zbliżonej do naszej Hali Gąsienicowej, w klimacie zimą wcale nie łagodniejszym od alpejskiego.

W małej wiosce w głębi Anatolii, rzekłbyś - zabitej dechami, w knajpce z dwoma stolikami, zasiadam do internetu. Rolnicy mieszkają tu w domach, których architektury nie powstydziłaby się niejedna europejska rezydencja. Dla odmiany –  niemal  w centrum Ankary i Stambułu stoją slumsy. Na turystycznym parkingu w Dolinie Skalnych Kościołów na wprost autokarów parkują... wielbłądy. Na stambulskim Wielkim Krytym Bazarze kupiec zaprasza do sklepu ze skórą i biżuterią w najczystszym brzmieniu puszkinowskiej mowy: dziewoczka, kożu nie nada? Ale w muzeum w kapadockim Görëmë, kasjer dziwi się, że nie rozumiemy jego ojczystego języka. What  is a price of ticket? W odpowiedzi tylko zaskoczona mina i szeroko otwarte oczy. Pytam ponownie, tym razem po turecku: Kač lira bileti? Uč dolar? Hayir. Dort milyon. Sadece Türk lirasi ittihaziz, Liliana hanım. Beş  bileti, lütfen. Beş ? Evet. Buyurun.[1]

Uff! Udało się, ale było to karkołomne przedsięwzięcie. Język niepodobny do żadnego mi znanego. Chyba poza węgierskim. Zresztą – skojarzenie wcale nie od rzeczy, bo w praktyce obydwa te języki mają ze sobą wiele wspólnego, choć próżno by szukać podobieństw słownikowych.

W kraju indyka (turkey – po angielsku oznacza również indyka, ptaki te zresztą całymi stadami biegają tu po polach i stepach Anatolii) łatwiej jednak o kurczaka i to w wersji çok açili, czyli wybitnie pikantnej. Nasz pospolity kurak zastąpił również baraninę i trzeba się sporo natrudzić, by znaleźć prawdziwego tureckiego kebaba w tureckiej restauracji. Także błękitne turkusy, których ojczyzną jest Turcja (stąd pochodzi ich nazwa), nie są wcale łatwo osiągalne. Za to srebro – na każdym straganie, dosłownie za pół darmo. Od złotej biżuterii lśnią witryny sklepików na wszystkich bazarach. Inna sprawa, że nie wszystko złoto, co się świeci.

To zaskoczenia kulturą, historią i współczesnością, krajobrazem i klimatem. Ale nie mniej zaskakują ludzie…

Kilkuletni chłopiec sprzedaje na ulicy pocztówki i biega pomiędzy samochodami  z kilkoma paczkami chusteczek higienicznych. Europejska turystka paraduje bez skrępowania w szortach i wydekoltowanym podkoszulku. Na wprost niej idzie, ze spuszczonym wzrokiem tutejsza młoda dziewczyna, w ciemnej spódnicy po kostki, w szczelnie zapiętej pod szyję bluzce z długimi rękawami i w chustce na głowie, w długim ciemnym płaszczu, mimo trzydziestostopniowego upału. W centrum Stambułu kobiety pracują w bankach i urzędach, w renomowanych galeriach handlowych, ale już na przedmieściach tego samego miasta widać tylko mężczyzn i próżno by się rozglądać za tureckimi dziewczynami. Na głównej ulicy Ankary – bądź co bądź stolicy kraju, zakwefiona muzułmanka, z rodziny fundamentalistów, otula się czernią od stóp do głów, owija chustą, ale na co dzień biegle posługuje się telefonem komórkowym i komputerem. W głębi kraju, w anatolijskich wioskach, przed witrynami sklepów i przed kawiarenkami, watahami przesiadują mężczyźni. Nie doszukamy się tam kobiety lub dziewczyny. W tej części Turcji ich miejsce jest w domu. Na ulicach pojawiają się jedynie małe dziewczynki w mundurkach, biegnące do miejscowej szkoły. Na wybrzeżu w restauracjach obsługę stanowią wyłącznie mężczyźni, nawet w jadalni hotelowej nie spotka się kelnerki-kobiety. Ale w tym samym hotelu wieczorem pojawi się skąpo odziana tancerka, by wykonać taniec brzucha, ku radości zwłaszcza męskiej części turystów. Po bliższej identyfikacji tancerka zresztą często okazuje się Turkmenką, Azerką, lub nawet wręcz Rosjanką. A jednocześnie od czasów Kemala Paszy Atatürka, czyli prawie od początku XX wieku, kobiety mają w Turcji bierne i czynne prawo wyborcze.

Kraj kontrastów. W każdym miejscu, w każdej chwili Europa miesza się z Azją, dzień dzisiejszy z historią, nowoczesność z tradycją, racjonalizm z przesądami.  Nie opisze się Turcji jednym zdaniem, nie zamknie się jej w żadnym szablonie. I nie pozna w trakcie jednego, dwutygodniowego pobytu. Spędziłam tam w sumie prawie rok, w odstępie kilku miesięcy. I nadal wiele spraw pozostało dla mnie zagadką, wiele pytań nie doczekało się odpowiedzi. I wciąż myślę, że warto by tam wrócić, by poznać te odpowiedzi.  Kto wie? Może jeszcze kiedyś los ponownie powiedzie tamtędy moje drogi? Allaha ısmarladık [2].

 

*   *   *   *   *

 

[1] Ile kosztuje bilet? Trzy dolary? Nie. Cztery miliony. Przyjmujemy tylko liry tureckie,

szanowna pani Liliana. Pięć biletów, proszę. Pięć? Tak. Proszę bardzo, oto one .

[2]  Do widzenia (dosłownie: Niech Allah ma cię w swojej opiece lub jak kto woli: Niech Allach cię

   prowadzi).

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie